Tak rywalka prowokowała Świątek. Trzeba bić na alarm?

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Clive Brunskill oraz  / Na zdjęciu: Julia Putincewa oraz Iga Świątek
Getty Images / Clive Brunskill oraz / Na zdjęciu: Julia Putincewa oraz Iga Świątek
zdjęcie autora artykułu

Julia Putincewa nie stroniła od prowokacji w meczu trzeciej rundy Wimbledonu z Igą Świątek. To jednak nie one dały jej zwycięstwo 3:6, 6:1, 6:2. U Polki oglądaliśmy zaskakujący popis braku wiary i rezygnacji. Czy to powód do bicia na alarm?

W tym artykule dowiesz się o:

W tenisowym świecie Julia Putincewa jest znana jako prowokantka. Często ucieka się do brudnych sztuczek, by tylko ułatwić sobie zadanie na korcie. Postępuje na granicy przepisów. Nie inaczej było w trzeciej rundzie Wimbledonu podczas meczu z Igą Świątek.

Prowokacje zaczęły się już na samym początku pierwszego seta, jakby Kazaszka wierzyła w to, że bez sztuczek nie jest w stanie wygrać z liderką rankingu WTA. Już w pierwszym gemie przy serwisie Polki w ostatniej sekundzie przed podaniem podchodziła dwa kroki do przodu, jakby chciała wyprowadzić z równowagi swoją rywalkę. Liczyła na to, że to swoim zachowaniem zdeprymuje Igę.

Reakcja Świątek? Najlepsza z możliwych. Posyłała jednego asa za drugim, nie dając przeciwniczce najmniejszych szans na dotarcie do piłki. W pewnym momencie zmieniła taktykę. Przestała na chwilę tak mocno podchodzić do serwisów rywalki i przyniosło to skutek.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Rajskie wakacje reprezentanta Polski

Z niezrozumiałych powodów wróciła jednak do tego w ostatnim gemie pierwszego seta. Polka prowadziła 5:3 i podawała po zwycięstwo w tej partii. Putincewa miała nawet szanse na przełamanie i właśnie przy break pointach znowu zaczęła podchodzić bliżej siatki przy serwisach rywalki.

Świątek znów sobie nic z tego nie robiła i posyłała na drugą stronę znakomite serwisy. Zdołała utrzymać swoje podanie i ostatecznie zwyciężyła w premierowej partii 6:3.

To nie były jednak jedyne prowokacje Kazaszki. W pewnym momencie premierowej partii bardzo nerwowo zareagowała, gdy po raz kolejny nie trafiła z challengem. Zaczęła machać rękami, mówiła pod nosem, jakby miała pretensje do tego, że nawet system "sokolego oka" jest przeciwko niej.

Czasem miewała pretensje do sędziów liniowych czy też chłopców do podawania piłek, były momenty, w których swój gniew kierowała w próżnię. Każdy wyraźny błąd był okraszony jej dość mocnym komentarzem pod nosem.

A przecież nie było tak, że Putincewa nie miała argumentów. Wręcz przeciwnie, nawet w pierwszym secie grała naprawdę świetnie. Można było mieć wrażenie, że niezależnie od tego, jak trudną piłkę Polka pośle na drugą stronę, to i tak zostanie ona przebita.

Ten dobry okres u Putincewej zaczął się jednak wtedy, kiedy przestała mieć pretensje do całego świata, lecz wzięła się w garść i skupiła się na tenisie. Wyprowadziła Świątek z równowagi nie swoimi nieczystymi zagrywkami, lecz kapitalną grą. Po jednej z zepsutych piłek Polka aż krzyknęła ze złości. Wiedziała, że okazje na przełamanie rywalki może się szybko nie powtórzyć.

Cały drugi i trzeci set były zresztą koncertem Kazaszki. Polka wyraźnie była poirytowana swoją niemocą. Po zakończeniu drugiej partii zeszła do szatni, by się przebrać. Wzięła do szatni swój notes, w którym miała wszystkie informacje na temat rywalki. Przedłużyła przerwę, by wyprowadzić ją z rytmu. Przeciągała wybór rakiety, co nie spodobało się brytyjskiej publiczności, która wybuczała Świątek.

Nie pomogło. Putincewa grała wybitnie, a u Świątek było widać bezradność i zrezygnowanie. Już sama mowa ciała nie wskazywała na nic dobrego. Czuła, że nie jest w stanie przeciwstawić się tak grającej przeciwniczce. Próbowała grać z całą mocą, ale nic to się zdawało. Kazaszka odgrywała piłki z jeszcze większą prędkością. Wygrała łącznie siedem gemów z rzędu. Na początku trzeciego seta zwyciężyła 14 z 16 ostatnich punktów. Deklasacja.

Iga Świątek nie była już w stanie się w jakikolwiek sposób podnieść. Być może grała zbyt szybko, agresywnie, co było wręcz idealnym scenariuszem dla Putincewej, która znalazła receptę na zagrania Polki. Świątek w ogóle nie potrafiła się do tego zaadaptować, jakby kompletnie przestała wierzyć i się poddała. To obrazki, do których 23-latka nie przyzwyczaiła.

Czy porażka Świątek już w trzeciej rundzie Wimbledonu to powód do bicia na alarm? Nie do końca. Polka kompletnie odpuściła sezon na trawie i nie wystąpiła w żadnym z turniejów. To musiało przynieść skutek. Gdy Iga zrobiła tak w 2022 roku to również odpadła w trzeciej rundzie.

Raszynianka dokonała tutaj ważnego wyboru - poświęciła turniej wielkoszlemowy na rzecz igrzysk w Paryżu. Nie ulega wątpliwości, że w tym roku i tak na sukces w Londynie szansa byłaby niewielka. Złoty medal olimpijski można wygrać tylko raz na cztery lata, a do tego turniej odbędzie się na jej ulubionych kortach. Lepszej szansy w karierze może już nie mieć. Jeśli wygra olimpijskie złoto, to o porażce z Wimbledonu każdy zapomni. Jeśli nie, to pojawią pytania odnośnie tego czy Polka dobrze przygotowała się do drugiej części sezonu.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej: Nagrali rozmowę Świątek z gwiazdą. Ruszyły spekulacje

Źródło artykułu: WP SportoweFakty